Rozmawialiśmy z Janem Kociniakiem, laureatem LXVIII Olimpiady Matematycznej oraz wielu innych konkursów matematycznych, m. in. Olimpiady o Diamentowy Indeks AGH oraz Powszechnego Internetowego Konkursu dla Uczniów Szkół Średnich – Matematyka organizowany przez wydział MiNI PW. Zapraszamy do lektury!
Jan Kociniak: Od zawsze miałem dryg do nauk ścisłych, z matematyką na czele. W gimnazjum trafiłem na kółko matematyczne prowadzone przez pana Pawła Kwiatkowskiego, który też potem uczył mnie matematyki w liceum. To właśnie on wprowadził mnie w świat Olimpiady Matematycznej, za co mu bardzo serdecznie dziękuję. W liceum wiedziałem już, że chcę się skupić na matematyce, reszta ścisłych przedmiotów zeszła na boczny tor.
JK: Jeśli chodzi o matematykę ogółem, to jest jedna rzecz, która ją odróżnia od reszty dziedzin – nie istnieje w niej coś takiego, jak nauka na pamięć. Oczywiście uczymy się kolejnych twierdzeń i zależności, ale jeśli czegoś nie pamiętasz, to możesz sobie spróbować to udowodnić. Dla porównania – w fizyce dowodzimy niektórych rzeczy doświadczalnie, więc zawsze bolało mnie, że jak zapomnę jakiegoś wzoru lub prawa, to mogę mieć problem z wyprowadzeniem go. Jeśli zaś chodzi o poszczególne dziedziny matematyki, to najbardziej interesuje mnie analiza, rachunek prawdopodobieństwa i statystyka. Wiążę swoją przyszłość z quantitative finance, czyli używaniem aparatu matematycznego do modelowania instrumentów finansowych, a ta dziedzina opiera się na gałęziach matematyki, które wymieniłem, poza tym podczas studiów w miarę szybko wyklarowało się, że teoria i metody w nich używane ‘wchodzą’ najbardziej naturalnie do mojej głowy.
JK: Mimo tego, że matematyka jest moją pasją, nie chciałem iść na studia czysto matematyczne, bo nie byłem zdecydowany na pracę naukową, a nie wiedziałem jakie są warunki na rynku pracy dla absolwenta matematyki i bałem się, że może być nieciekawie. Zaryzykowałem i wybrałem JSIM na wydziale MIM UW, czyli studiowanie równolegle matematyki i informatyki kończące się dwoma dyplomami licencjackimi – jeden w trzy, a drugi w cztery lata. Są to studia tylko dla finalistów olimpiady matematycznej lub informatycznej, jedne z najtrudniejszych w Polsce. Często ludzie wybierają podobny kierunek – TCS na UJ, czyli informatyka z dużym naciskiem na teorię, gdzie też się robi dużo matematyki i algorytmiki. Jednak według opinii studentów JSIM jest trudniejszym kierunkiem, co mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że muszę spróbować tam swoich sił.
JK: Tak jak już mówiłem, moja przygoda z olimpiadą zaczęła się na piotrkowskim kółku matematycznym. Tam nauczyłem się podstaw i całego arsenału metod, które powinien znać każdy olimpijczyk. Po takim przetrenowaniu uczniowie skręcają coraz bardziej w kierunku pracy własnej – wraz z nauką szybciej orientujesz się, czego nie umiesz, szybciej znajdujesz źródła i uczysz się nowych rzeczy.
Nieocenioną pomocą w nauce do Olimpiady Matematycznej są też warsztaty matematyczne, gdzie codziennie odbywają się konkursy zadaniowe, sesje zadaniowe i referaty wygłaszane przez uczestników. W trzeciej klasie liceum, w ciągu samej jesieni, zaliczyłem cztery albo pięć takich wyjazdów, a każdy taki to gigantyczny zastrzyk wiedzy i motywacji. Poznaje się też tam inne osoby, często o wiele mocniejsze, które ciągną cię w górę. Ale wszystko opiera się na jednej rzeczy – ciągłym robieniu zadań. Do Olimpiady trzeba po prostu przerobić swoje. Oczywiście przydaje się też udział w innych konkursach matematycznych, dzięki temu jesteśmy ciągle ‘na fali’ i nie przestajemy się uczyć.
JK: Tona pracy i społeczność olimpijska. Zaczynając od pana Pawła, który mnie przeprowadził przez początki na kółku, kończąc na starszych kolegach i koleżankach, od których uczyłem się wielu rzeczy na warsztatach. Ująłbym to tak – dzięki własnej pracy faktycznie idziesz do przodu, dzięki odpowiednim ludziom dookoła wiesz w którym iść kierunku, a dzięki odpowiednio zorganizowanym aktywnościom warsztatowym (konkursy i sesje zadaniowe) jesteś przygotowany psychicznie na Olimpiadę.
JK: Tak jak powiedziałem w poprzednim podpunkcie – można się uczyć do Olimpiady ale nieefektywnie. Zawsze przydaje się ktoś, kto wskaże Ci drogę, szczególnie na początku, gdy cała wizja udziału w Olimpiadzie i osiągnięcia sensownych wyników jest mocno mglista
JK: Trudno. Jest to ogrom pracy, ale należy pamiętać o tym, że im dalej w las, tym szybciej się uczymy i więcej rozumiemy. Dlatego im wcześniej zaczniemy naukę do Olimpiady, tym lepiej dla nas, bo mamy więcej czasu na przebicie się przez podstawy, a to jest uwarunkowane przez nasze predyspozycje. Potem te predyspozycje stanowią mniejszą rolę, da się to nadrobić wkładem własnym.
JK: Jak najbardziej. Olimpijczycy mają łatwiej, bo są przetrenowani w rozmaitych rozumowaniach matematycznych, nie tylko tych najprostszych poznawanych w liceum. Oprócz tego nie boją się zadań dowodowych, więc przynajmniej początek studiów jest prostszy dla osób mających doświadczenie z Olimpiadą. Zadania olimpijskie ćwiczą też kreatywność i wnioskowanie i ‘zmysł matematyczny’. W pracy, oprócz zwykłych zadań, mierzymy się też ze słabo zdefiniowanymi problemami, gdzie zmysł analityczny jest ważniejszy niż sucha teoria. Rekruterzy i pracodawcy o tym wiedzą i starają się to zmierzyć, oprócz wiedzy teoretycznej kandydata.
JK: Moją drugą pasją po matematyce jest muzyka – ciągle odkrywam nowych artystów, nowe gatunki i dźwięki. Interesuję się też koszykówką, szczególnie ligą NBA.
JK: Gwarancję, że będą prowadzeni przez osoby, które wiedzą jak się skutecznie przygotować do danej olimpiady. To wraz z pracą własną daje duże szanse na sukces.
JK: Tak jak już mówiłem – w pewnym momencie nauki i tak zaczynamy się uczyć sami, a to jest bardzo podobne do e-learningu. Im wcześniej wyrobimy sobie nawyk systematycznej pracy tym lepiej dla nas. Należy też pamiętać, że kurs e-learningowy to nie jest automat wydający zadania. Oprócz robienia zadań uczniowie mogą zadawać pytania i otrzymują informacje zwrotne na temat ich rozwiązań, co jest nieocenioną pomocą w nauce czegokolwiek. Dokładając do tego sprawdzonych prowadzących i dobrze skonstruowany program kursu, jestem pewny, że można się nauczyć do OM korzystając z e-learningu.
JK: Jasno sformułowane wymagania, elastyczność czasowa, pomoc prowadzących. Dzięki postaci kursu wiesz dokładnie co robić i dostajesz materiały w odpowiednich częściach, a dzięki formie online możesz robić zadania wtedy, kiedy ci pasuje. Jeśli masz z czymś problem, zawsze możesz poprosić o wyjaśnienie. Ciężko jest mi wyobrazić sobie bardziej przystępną dla ucznia formę.
Strona przygotowana przez Zyskowni.pl