Dzisiejszym gościem jest Mikołaj Biegański, który prowadzi przygotowania do Olimpiady Chemicznej. Największym jego sukcesem związanym z OCh jest bez wątpienia tytuł laureata 11 miejsca w LXVIII Olimpiadzie Chemicznej, uczestnika drugiego etapu LXVII Olimpiady Chemicznej oraz uczestnika wielu innych olimpiad i konkursów chemicznych.
Mikołaj Biegański: Cześć.
M.B.: w tym momencie studiuję na WUM-ie na pierwszym roku kierunku lekarskiego. Dostałem się tam oczywiście dzięki mojej Olimpiadzie Chemicznej. Wiadomo, że bez Olimpiady jakoś też bym się dostał, ale dzięki temu miałem 5 miesięcy wakacji. Wyniki z trzeciego etapu są w kwietniu, więc znacznie mi to ułatwiło i zmniejszyło mój stres. Jeśli chodzi o mnie tak poza studiami i Olimpiadą, to głupio zabrzmi, ale poza Olimpiadą też interesuje się chemią. Bez zainteresowania chemią za daleko w Olimpiadzie Chemicznej bym nie zaszedł. Na pewno są takie czynniki, takie bardziej pochodzące z popkultury czy naszej rozrywki, które sprawiają, że możemy zainteresować się chemią. Mam na przykład znajomego, który po obejrzeniu serialu Breaking Bad postanowił właśnie rozszerzać chemię. To był czynnik, który go zainspirował.
M.B.: Myślę, że nawiązuje do tego co powiedziałeś lub Breaking Bad to jest najpopularniejszy serial dla każdego chemicznego fricka. Co osobiście mnie zainteresowało chemią? Poszedłem do liceum. Na pierwszej lekcji byłem przekonany, że chemii nie zdam, bo, wiadomo, tam jakieś nauczycielka nas straszyła, a potem oczywiście okazała się świetną nauczycielką. Doprowadziła mnie do finału. Ale co tak naprawdę przesądziło o moim zainteresowaniu się chemią? Może to trywialnie proste, ale kółko chemiczne, na które przyszedłem przypadkiem. Potem tak naprawdę praktyka. Patrząc na to, co dzieje się w laboratorium, jak wyglądają doświadczenia i to, co my nazywamy może doświadczeniami. To, co robicie w podstawówce i tak dalej, to są tak zwane doświadczenia. To, co robi się potem, jak naprawdę szeroka jest chemia wykraczająca poza ramy maturalne to jest coś niesamowicie fascynującego. W zasadzie można w to wsiąknąć.
M.B.: Zaczynasz oczywiście od etapu wstępnego. Z samego początku powinieneś skontaktować się ze swoim nauczycielem i zgłosić mu chęć. Załóżmy, że już masz to ze sobą. Spodziewasz się etapu wstępnego. Dostajesz pięć do ośmiu zadań, to różnie bywa, do rozwiązania w domu. Ich trudność jest taka, że wyglądają jak zboostowana matura. Oczywiście myślę, że każdy spędzając pół roku nad Bielańskim, czy coś, jest w stanie to na spokojnie zrobić. Może to wydawać się dużo, pół roku nad Bielańskim, ale serio w perspektywie całych przygotowań do Olimpiady pół roku nad Bielańskim to nie jest wiele. Piszesz to, oddajesz nauczycielowi, nauczyciel odsyła. Zakładamy, że zrobiłeś to poprawnie, jeśli nie, no to przykro mi. Zakładając, że zrobiłeś to poprawnie zostajesz zakwalifikowany do pierwszego etapu. Pierwszy etap jest jeszcze oczywiście w Komitetach Okręgowych, czyli jeśli nie jesteś z Warszawy, to jeszcze nigdzie nie jedziesz. Jedziesz na Wydział Chemii Uniwersytetu w swoim mieście i piszesz pierwszy etap. Jest to jeszcze sama teoria, nic specjalnego. Wiadomo, że dla każdego na poziomie maturalnym są to zadania nie do rozwiązania. Tutaj jeszcze nie ma czego niesamowitego się spodziewać. Drugi etap – jeśli uda się przejść przez pierwszy, to już jest ciekawsza sprawa. Pojawiają się laboratoria, będziesz musiał umieć posługiwać się takimi rzeczami jak probówka chociażby. Jeśli przejdziesz przez drugi etap, to jedziesz do Warszawy i zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Przyjeżdża catering, paparazzi i wchodzisz na trzeci etap na Wydział Chemii UW. W rozwalającej się auli piszesz, wychodzisz i zaczyna się najbardziej stresujący okres całej Olimpiady, czyli czekanie na wyniki finału. W zasadzie to tyle. Potem ewentualnie, o ile jest to warto podkreślić, że cztery najlepsze osoby z polskiej Olimpiady dostają kwalifikacje na Olimpiadę Międzynarodową.
M.B.: Tak, dokładnie.
M.B.: Jedyną rzecz, którą mogę powiedzieć to będzie mój własny przykład. Zacząłem się uczyć do Olimpiady w połowie pierwszej klasy liceum. Wtedy akurat właśnie wkręciłem się na kółko chemiczne i tak dalej zależało mi, żeby zostać laureatem. Pod koniec trzeciej, dwa i pół roku, tak naprawdę, żeby przejść chociaż przez pierwszy etap, co udało się za pierwszym podejściem do Olimpiady. Spędziłem nad tym około roku, tylko to był naprawdę rok ciężkiej nauki. Wracanie do domu i studia nad książką do nocy. Tak naprawdę, dzień w dzień, z krótkimi tam jakimiś przerwami na imprezę. Oczywiście naturalnie także jeśli wy, widzowie, chcecie wiedzieć, ile to potrwa, to mogę powiedzieć, że co najmniej rok i to oczywiście jest kwestia osobista. Tak naprawdę kto, jaką ma możliwość, jakie ma możliwości skupienia się i jaką ma podatność na wchodzenie wiedzy do głowy.
M.B.: To jest złożona kwestia, ponieważ wsparcie ze strony starszych osób jednak w Olimpiadzie Chemicznej to jest podstawowa kwestia. Mamy do czynienia z Olimpiadą jednak ścisłą, gdzie nie wszystko kręci się wokół tego, co wykujesz na pamięć. Tutaj istotne są sposoby rozwiązań zadań. Różne triki, które stosują i autorzy zadań na tobie i ty na nich potem. Tak też ja zaczynając się uczyć do Olimpiady przez pierwsze pół roku korzystałem i z pomocy mojej nauczycielki w szkole, bardzo zresztą kompetentnej, i z pomocy mojego prywatnego korepetytora, z którym po pierwszym pół roku współpracę zakończyłem, aczkolwiek była bardzo owocna. Od tego czasu to jeszcze się zeszło to z początkiem pandemii Covid, co jest dość istotne. Przygotowywałem się już w zasadzie głównie sam ze sobą. W szkole, korzystając tylko z pomocy materialnej, że tak to ujmę tylko niepieniężnej. Moja szkoła po prostu, to jest ważne w Olimpiadzie Chemicznej, niestety trzeba zdać sobie z tego sprawę, moja szkoła dysponowała laboratorium dobrze wyposażonym. Laboratorium, które jest naprawdę istotne, dlatego teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przez znaczną większość czasu do Olimpiady przygotowywałem się tak naprawdę sam. Często się mówi, że przygotowanie samodzielnie wymaga dwa razy więcej czasu. Po pierwsze musisz znaleźć odpowiednie materiały, a dopiero później je przyswoić.
M.B.: Powiem tak. Sam kurs nie uczyni nikogo laureatem czy nawet finalistą, więc to niemożliwe po prostu. Zajęcia są dwa razy w tygodniu. To nie jest wystarczająco, ale taka osoba poza kursem powinna korzystać z tego co jej podrzucamy. Regularnie podrzucamy rzeczy, których nie przekażemy na kursach. Na kursach możemy wyciągnąć streszczenie z książki, ale tak naprawdę w moim przypadku myślę, że podstawową kwestią było to, że ja te książki przeczytałem od dechy do dechy. Czytałem przed pójściem spać, czy coś takiego. Zdecydowanie słuchając co my mówimy na kursach i w domu douczając się samemu na podstawie tego, co podrzuciliśmy myślę, że to jest najprostsza droga, żeby zostać laureatem.
M.B.: Dokładnie, bo tak naprawdę to, co my robimy na kursie, to jest przekazanie wiedzy. Oczywiście nie całości, bo całości byśmy nie przekazali nawet gdybyśmy mieli zajęcia codziennie po 5 godzin. To jest niemożliwe, ale jest to sposób mentoringu takiej osoby i prowadzenia przez tę ilość, niesamowitą ilość w tych czasach, wiedzy. Przekopując się przez Internet dochodzę do niektórych rzeczy, jak chociażby jest taki temat z chemii krystalografia, strasznie znienawidzony przez wszystkich. Żeby dokopać się w Internecie do zrozumiałych rozwiązań zadań, to przekopałem się przez wszystko i skończyłem na dokumentach po niemiecku, nie znając niemieckiego.
M.B.: Jasne.
M.B.: Prowadzimy zajęcia grupowe w formacie stacjonarnym i webinarowym. To na pewno widzowie już wiedzą. Prowadzimy również tak zwany indywidualny e-learning. To jest trochę inna forma. Kontakt z prowadzącym jest trochę bardziej ograniczony niż w przypadku kursów grupowych. Ilość materiału, który jest podrzucany takiej osobie na e-learningu jest dużo większa. Zaletą takiego kursu jest, że uczestnik może poświęcać na to czas, kiedy chce, a nie wtedy, kiedy jest kurs. To był trochę problem kursów stacjonarnych zawsze. Ja oczywiście, przynajmniej, kiedy jeszcze byłem uczestnikiem takich kursów, a nie prowadzącym, odnosiłem takie wrażenie, że jednak trzeba się pojawić. Wszyscy jesteśmy zabiegani, niestety takie czasy, więc taka forma e-learningowa też jest bardzo skuteczna.
M.B.: Prezentacje pojawiają się bardzo często. Jest to podstawowa forma przekazywania wiedzy, ale formuły sprawdzające, jak to ująłeś, czy też prościej kartkówki. Staramy się regularnie weryfikować wiedzę naszych podopiecznych i to, co udało nam się im przekazać. Udostępniamy im też masę ćwiczeń, które są częściowo autorskie, częściowo z Olimpiad i częściowo ze zbiorów, które mamy pod ręką. Każdy z nas, laureatów, na pewno wiele tych zadań przerobił i piętrzą mu się w domu różne zbiory, z którymi nic więcej teraz nie może zrobić niż wyciągać zadania i wartość naszym podopiecznym. Jeśli chodzi o formuły sprawdzające, to jak najbardziej.
M.B.: Czy są jakieś minusy startowania w Olimpiadzie Chemicznej… Może postaram się troszeczkę odpowiedzieć pokrętnie, ale myślę, że to będzie bardzo dosadna odpowiedź. Uważam, że jednym z może mniej istotnych, ale jednak istniejących warunków zaistnienia w Olimpiadzie Chemicznej i osiągnięcia sukcesu, jest lekkie świrowanie na punkcie chemii. Siedzenie na tym godzinami. Wiadomo, że nie każdy jest do tego zdolny. Nie każdego to interesuje. Wpychanie kogoś na siłę w Olimpiadę Chemiczną będzie dla niego takim minusem, że na pewno nic z tego nie będzie. Jeśli ktoś jest naprawdę bardzo zainteresowany tematem, to wszystkie minusy w postaci nieprzespanych nocy, zmęczenia, tego, że ma dosyć i chce rzucać tę Olimpiadę przekuje tak naprawdę w sukces. Dla osób tak jak mówisz zainteresowanych to zestawienie plusów i minusów nawet jest nieważne, ponieważ tych plusów tutaj zdecydowanie więcej.
M.B.: Dobre pytanie. Myślę, że przede wszystkim powiedziałbym sobie to, co teraz. Jako prowadzący zajęcia się z tym spotykam bardzo często. We wszelkich poradnikach dla prowadzących czy wielu rzeczach, gdzie próbowałem się dokształcać, Olimpiada Chemiczna jest przekrojowa. Mamy do czynienia z chemią fizyczną, chemią nieorganiczną, organiczną, z różnymi metodami spektroskopowymi, i tak dalej, i tak dalej… ja na przykład, pewnie jak większość ludzi, tak naprawdę kochałem chemię organiczną. Mogłem w tym siedzieć godzinami, tylko że to wcale nie była najlepsza decyzja. To znaczy, nie pluje sobie w brodę, czy coś, bo jednak się udało. Myślę jednak, że gdybym jednak troszeczkę ten stosunek zmienił, to wyszedłbym na tym może jeszcze trochę lepiej.
M.B.: Dzięki, do zobaczenia.
Strona przygotowana przez Zyskowni.pl