Dzisiaj rozmawiamy z Kacprem Kwiatkiem, laureatem drugiego miejsca w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Historycznej w edycji 2017/2018.
Kacper Kwiatek: Przygoda z olimpiadą zaczęła się od pasji. Historia to niezwykła opowieść, która opisując genezę otaczających nas zjawisk i rzeczy, tłumaczy ich współczesną naturę i pozwala dużo lepiej je pojąć i zrozumieć. Objaśnia świat, ludzi, instytucje… Dlatego jest tak nieodłączną towarzyszką wszystkich nauk społecznych i humanistycznych, a nawet – wszystkich nauk w ogóle. A do tego historia jest po prostu niezwykłą opowieścią, której poznawanie jest zawsze zanurzaniem się w zupełnie inny świat. Świat raz kuszący podszytym nostalgią pięknem, innym razem wstrząsający brutalnością i bezmiarem krzywdy, ale niepozostawiający nas obojętnymi.
KK: To trudne pytanie, bo przyciąga mnie całokształt realiów dawnych epok, tak różne od naszego sposoby życia i myślenia. Ale jednak osobiście najbardziej skłaniam się ku historii społecznej i historii idei. Ciekawią mnie wielkie społeczno-gospodarcze oraz umysłowe procesy i przemiany, które kształtowały świat i były prawdziwymi motorami wojen, kryzysów, rewolucji, rzeczy pięknych i rzeczy strasznych… Ich analizowanie dużo uczy o człowieku i cywilizacji, którą tworzy. Przywiązuję także dużą wagę do historii tych, którym rzadko oddaje się głos – mas zwykłych ludzi rzadko pozostawiających po sobie pisane źródła, których ogromne tragedie pobrzmiewają w historiografii często tylko jako lakoniczne, prawie przypadkowe wzmianki o kolejnej spustoszonej wiosce czy wygłodzonym mieście. Koniec końców całość historii jest jednak bardzo interesującym tematem i trudno rozdzielić jedne jej dziedziny od innych. Fakty z zakresu historii militarnej, politycznej, gospodarczej, społecznej, idei i tym podobnych przenikają się nieustannie, a zadaniem historyka jest umieć je łączyć i wyjaśniać.
KK: Wiedziałem, że na Uniwersytet Warszawski – z miłości do mojego miasta raczej niż do uczelni, o której wówczas wiele nie wiedziałem. Co do kierunku – bardzo długo myślałem, że chcę być prawnikiem i tylko tyle. Całe szczęście sukces olimpijski dał mi kompletną swobodę spokojnego namysłu – prawie wszystkie społeczne i humanistyczne kierunki stanęły otworem. Wybrałem ostatecznie, za radą pewnej osoby, kolegium MISH i był to strzał w dziesiątkę. Zamiast zamykać się w bańce tego czy innego wydziału, poświęciłem czas na eksperymentowanie i poznawanie różnych dziedzin. Ostatecznie jednym ze studiowanych przeze mnie w ramach MISH kierunków nadal jest prawo, ale podjąłem się również studiów filozoficznych i socjologicznych. Czuję, że ogromnie mnie to wzbogaciło jako człowieka i otworzyło liczne nowe ścieżki. Jak by wyglądało moje życie, gdyby nie olimpiada – tego już się nie dowiemy.
KK: Pewnie nikogo nie zaskoczę, że głównie na siedzeniu nad książkami. Prawdę mówiąc, wciąż chodzę do biblioteki, w której wtedy się uczyłem, zamiast jak na studenta przystało korzystać głównie z uniwersyteckiej – jest w tym coś z nostalgii do olimpijskiej przygody. Miałem też zawsze duże szczęście do nauczycieli historii – mój licealny nauczyciel, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, zorganizował mi m.in. możliwość napisania próbnego wypracowania. W praktyce ważną formą przygotowywania się do Olimpiady, wyrabiającą umiejętności, okazały się pozahistoryczne projekty związane z pisaniem albo dyskutowaniem, w których wtedy uczestniczyłem (jak debaty oksfordzkie czy udział w klubie wystąpień publicznych, którego byłem prezesem). Tak czy inaczej, pracując samodzielnie popełniałem na swojej drodze błędy i też musiałem najpierw poznać gorycz porażki, nim lepiej poznałem Olimpiadę, pracę historyka i te błędy wyeliminowałem.
KK: Komuś, kto nie miał styczności z Olimpiadą Historyczną może wyda się to paradoksalne, ale, prawdę mówiąc, nie uważam, żeby decydująca była zgromadzona w głowie ilość faktów i dat. Oczywiście bez nich się nie obejdzie, ale – zwłaszcza na finale, gdzie poziom merytoryczny uczestników jest często wyrównany – kluczem do najwyższych miejsc jest zdolność analizowania historii, rozumienia jej procesów, pisania o niej i mówienia w swobodny, a zarazem profesjonalny sposób. To coś, co trzeba wyćwiczyć i dlatego zawsze staram się na to kłaść nacisk w pracy z uczniami.
KK: To nigdy nie jest łatwe i wymaga pracy, ale nie popadałbym w przesadę. Nie trzeba potu, krwi i łez, tylko systematyczności, determinacji i wyrobienia w sobie właściwych umiejętności i sposobów myślenia. Z całą pewnością nie obejdzie się bez wysiłku. Ale grube podręczniki akademickie obowiązujące do Olimpiady zaczynają wyglądać mniej onieśmielająco, gdy tylko uświadomimy sobie, że do zwykłej matury z historii również obowiązuje nas wielki kawał materiału. Materiału znacznie prostszego, ale skrojonego – delikatnie mówiąc – bardzo specyficznie. Może już lepiej skupić się na jednej epoce, na swoich zainteresowaniach, na rozumieniu historii zamiast zakuwaniu jej odgórnie narzuconej interpretacji i wybrać drogę olimpijską? Z czystym sumieniem każdemu pasjonatowi historii polecam spróbować swoich sił.
KK: Przede wszystkim moje dalsze zainteresowania to socjologia, filozofia i niektóre dziedziny prawa. Ale pełne rozdzielenie ich od historii jest niemożliwe – dziedziny te nie tylko wykorzystują historię w swoich badaniach, ale i w drugą stronę, ich znajomość oferuje bardzo ciekawe możliwości analizowania historii na nowe sposoby. Uważam zresztą, że moje nazwijmy to interdyscyplinarne podejście okazało się niezwykle pomocne na samej olimpiadzie, dlatego staram się je podsuwać uczniom. Moje całkiem pozanaukowe zainteresowania to m.in. szachy, papierowe RPGi, gry strategiczne czy jazda konna… ale i w ich przypadku, jeśli się nad tym zastanowić, pewne skojarzenia historyczne się nasuwają. Historia jest naprawdę wszechobecna i dlatego też tak przydatna. Poza tym w wolnym czasie angażuję się także w lokalny aktywizm.
KK: Olimpiada Historyczna to specyficzny konkurs. Nie ma tutaj, tak jak to się często zdarza, zamkniętego testu z konkretnymi pytaniami. Są szerokie tematy i swobodne wypowiedzi pisemne i ustne. To format oferujący wielkie możliwości rozwinięcia skrzydeł, ale potencjalnie rodzący też „pułapki” związane z nie zawsze dobrze artykułowanymi oczekiwaniami, z określonym sposobem oceniania i tak dalej. Nauka z IwK to nauka na błędach i powodzeniach innych, wspólne poznanie olimpiady „od kuchni”. Wspominałem o ćwiczeniu umiejętności – przyjmują one postać zadań ustnych jak i pisemnych, przygotowujących praktycznie do olimpiady w sposób, który ciężko wyczytać w książce. Tak naprawdę przez tę olimpiadę trzeba przejść by poznać jej reguły i dlatego wsparcie innych laureatów jest tak cenne.
KK: E-learning to samodzielna praca z materiałami, co nie znaczy, że to nauka w osamotnieniu. Przeciwnie. Mentorzy są po to by pomagać, dostępni 24 godziny na dobę i tylko od ucznia zależy na ile będzie chciał korzystać z tej pomocy. Spotkałem się z osobami, które wstydziły się pytać o różne rzeczy czy „zawracać głowę” – to zupełnie nieuzasadnione. Móc pomóc w obrębie swojej specjalizacji, a nawet wejść w dyskusję to przyjemność dla nauczyciela. Prace domowe są sprawdzane z dużą uwagą, a postępy każdego ucznia regularnie monitorowane by zapewnić indywidualne podejście. Warto też pamiętać, że nauka e-learningowa oferuje możliwość wzięcia udziału w weekendowych warsztatach, na których mamy okazję się poznać i wspólnie przez dwa dni rozmawiamy o historii i doskonalimy umiejętności wypowiedzi ustnych. Zarówno e-learning jak i nauka stacjonarna mają swoje zalety, a każdy może wybrać formę, która bardziej odpowiada jemu lub jej.
KK: Sam odnajduję sporą przyjemność w każdych zajęciach z uczniami i myślę, że ich też nie trzeba zaciągać przemocą… Historia to opowieść, którą można się bawić dyskutując, a nawet kłócąc się, wymieniając się uwagami i żartami, immersyjnie zanurzając się w świecie, który już nie istnieje. Oczywiście odnosiłem się tu do zajęć stacjonarnych, jednak mógłbym powiedzieć podobne rzeczy o e-learningu, w którym staram się mieć z uczniami stały kontakt zdalny i cieszę się, gdy zadają pytania, czy proszą o poszerzenie jakichś informacji. Materiały i wiadomości to jedno, ale wspólna nauka to też zawsze po prostu ciekawa przygoda i okazja do poznania nowych osób o podobnych zainteresowaniach.
Chcesz być ze wszystkim na bieżąco? Dołącz do grupy na Facebooku!
Strona przygotowana przez Zyskowni.pl