Letnie upały stanowią dla ludzkości coraz bardziej palący problem.
Jest on rzecz jasna jedynie echem zjawisk o dużo większym obszarze oddziaływania związanych z postępującymi zmianami klimatu. Nie tylko w XXI wieku żar lejący się z nieba nie daje nam wytchnienia – podobne katusze Polacy przechodzili już w wiekach wcześniejszych. Jeden z nich poświęcił swoim przeżyciom nawet cały tomik poezji.
Tym tajemniczym „ktosiem” jest Jan Andrzej Morsztyn, poeta XVII-wieczny, jedna z najjaśniejszych gwiazd polskiego baroku. To spod jego ręki wyszedł zbiór „Kanikuła albo Psia gwiazda”, który datowany jest na 1647 rok.
Ten zgrabnie łączący w sobie zagadnienia ekologiczne i językowe artykuł będzie świetnym uzupełnieniem wiedzy dla każdego przystępującego do Olimpiady Literatury i Języka Polskiego jak również maturzystów! Po zakończonym czytaniu koniecznie zajrzyjcie na podstrony na których omówiliśmy to, jak prowadzimy nasze niezwykle skuteczne kursy z języka polskiego: maturalny i olimpijski.
Biografia niebanalna
Już o barwnym życiorysie samego autora można by napisać wiele książek chcąc go potraktować w wyczerpujący sposób. Wspomnijmy więc tylko o najciekawszych faktach z życia autora znanego zapewne przede wszystkim z takich misternych wierszy konceptualnych jak „Do trupa” czy „Niestatek”.
Przede wszystkim należy pamiętać, że oblicze Morsztyna-poety to tylko jedno spośród wszystkich, którymi dysponował. Być może nawet nie najistotniejsze z punktu widzenia celów, które pragnął osiągnąć. Natura jego duszy musiała być par excellence polityczna biorąc pod uwagę liczbę stanowisk, które piastował w czasie swego życia, jak również zaangażowanie w sprawy dworu za panowania trzech kolejnych władców – od Jana Kazimierza Wazy do Jana III Sobieskiego.
O jego kunszcie może świadczyć gra na dwa fronty, którą prowadził w latach 1666 – 1668 i w której to z umiejętnościami godnymi największych mistrzów lawirował między skłóconymi ze sobą dworem Jana Kazimierza a rodem Lubomirskich, który roztaczał nad nim protekcję i który to w tym czasie przeszedł do gwałtownej opozycji antykrólewskiej. Jerzy Sebastian Lubomirski był nawet przywódcą konfederacji szlacheckiej wymierzonej przeciwko władcy. Utrzymywanie się w łaskach dwóch wrogich sobie obozów jednocześnie wydaje się niemożliwe? Nie dla Jana Andrzeja Morsztyna.
Vive la France!
Odpowiedni ciężar gatunkowy należy też nadać jego miłości do wszystkiego, co francuskie, ponieważ w pewnym momencie stała się ona istotnym zagrożeniem dla polskiej racji stanu. Morsztyn poruszał się na dworze z taką samą matematyczną precyzją z jaką komponował swoje wiersze. Można rzec, że zależność między profrancuskością króla a poparciem dlań autora „Lutni” była wprost proporcjonalna.
Nieprzypadkowo autor „Kanikuły” szczególnie eksploatował swoje umiejętności polityczne w czasie, gdy Jan Kazimierz Waza usiłował wzmocnić władzę królewską na wzór francuskiego absolutyzmu, a następnie w pierwszych latach panowania Sobieskiego, gdy ten liczył na militarne wsparcie kraju nad Sekwaną. Kiedy jednak zwycięzca spod Wiednia zmienił poglądy polityczne, Morsztyn nie potrafił mu tego darować. Do tego stopnia, że skorzystał z posiadanej fortuny i nabył sobie we Francji tytuł sekretarza królewskiego, z którym wiązała się konieczność złożenia przysięgi na wierność monarsze francuskiemu. Polski poeta nie uznał tego za niestosowność – inaczej pomyśleli jednak polscy magnaci, którzy oskarżyli go o zdradę stanu i pragnęli dokonać na nim samosądu.
Morsztyn okazał się jednak sprytniejszy, a przy okazji pokazał, co myśli o przysięgach różnej maści. Łamiąc własne przyrzeczenie o nieopuszczaniu kraju na czas procesu udał się do Francji, gdzie czekała już nań intratna posada w Wersalu, ponadto pozwolił sobie zagarnąć insygnia koronacyjne Sobieskiego, które przetrzymywał przez blisko 10 lat nim uznał za stosowne zwrócić je królowi polskiemu w 1691 roku.
XVII-wieczne (nie tylko pogodowe) upały
Tytuł zbioru Morsztyna, o którym wspomnieliśmy wcześniej, może brzmieć tajemniczo, jednak tylko w pierwszym kontakcie. „Kanikuła” to spolszczona forma łacińskiego canicula, oznaczającego „piesek”. Współcześnie poecie używano tego określenia do nazwania gwiazd w Gwiazdozbiorze Psa. Największa z nich zaś – Syriusz – to właśnie „Psia gwiazda”. Pojawienie się jej na niebie zwiastuje potężne lipcowe i sierpniowe upały, których poeta zapewne osobiście doświadczał. Zwrócił się do niej w następujących słowach:
Dzień na świat wozem przywiezie różanym,
Słońcu wspólnikiem jest nierozerwanym
Niebieskiéj drogi, aż kiedy ją w morze
Ósmy krąg nieba wpędzi po nieszporze,
I tak szesnaście godzin rządu swego
Panuje co dzień, w które wiele złego
Wejzrzeniem swoim nad ziemią przewodzi,
Stoki wysusza, urodzajom szkodzi,
Ogrody z włoskiéj obnaża ozdoby,
Gorączki mnoży, przywodzi choroby
Właściwie przez ostatnie cztery wieki ani jeden element z tego opisu nie utracił aktualności. W kolejnych utworach cyklu Morsztyn zastanawia się nad źródłem mocy Psiej gwiazdy, jak również relacjonuje czytelnikowi kilka astronomicznych faktów na jej temat.
Letnie zakochanie
Dla poety pisanie o letnich upałach nie miałoby jednak sensu gdyby nie łączyło się z innego rodzaju przeżyciami. Drugim towarzyszem wędrówki poetyckiej Morsztyna jest Wenera – wrzenie natury towarzyszy wrzeniu miłosnemu, którego różnym, niekoniecznie metafizycznym obliczom, Morsztyn uwielbiał się przypatrywać w swej poezji i korzystać z nich w życiu. Niestety, żar letniej miłości okazuje się nietrwały:
Ja tylko folgi nie znam ni ochłody,
Tak się Kupido zawziął na me szkody.
Niechaj że prędko Kanikuła minie,
Że i jéj ogień i miłości zginie.
Wiedzę na ten temat człowiek nabywa dopiero wraz z miłosnym doświadczeniem, czego Morsztyn nie omieszkał przypomnieć czytelnikowi ukazując jednocześnie własną metamorfozę. W wierszu „Praktyka” dowiadujemy się, że w początkach lata był jeszcze niezaznajomiony z urokami i cierpieniami powodowanymi przez Wenus i dopiero działalność bogini, jej syna Kupidyna oraz tytułowej Psiej gwiazdy zapewniły mu odpowiednie wtajemniczenie. Jednocześnie też nauczyły go jednak, że każda róża ma kolce:
Krótko ach! krótko po swéj woli chodzisz,
I darmo sobie złotą wolność słodzisz;
Wkrótce sam sobie zginiesz i od ludzi
Stronić nową chęć, miłość w tobie wzbudzi.
Wtenczas dopiero choć, będziesz gotowy
Całować pęta, obłapiać okowy,
Doznasz, co w sobie zamykają rany
Miłości, co jest być od niéj związany;
Bo cię zwycięży, a ty zwojowany
Cięższe na nogach poniesiesz kajdany
„Cięższe kajdany” nałożyła na ręce i nogi Morsztyna Kasia, która jest motywem przewodnim całego zbioru. Traktować ją można zarówno jako postać konwencjonalną, jak i realną – żona Jana Andrzeja nazywała się Katarzyna Gordon i, co ciekawe, zezwolenie na ślub z nią poeta zdobył nie inaczej, jak przez słowo pisane, a konkretnie za pomocą przekładu poematu „Psyche”. Trudno powiedzieć, czy współcześnie taki sposób na zdobycie drugiej połówki się sprawdzi, lecz nie zawadzi spróbować 😉
Każdemu, kto doskwierają wakacyjne upały, a przy tym być może palą go ognie namiętności, polecam sięgnięcie po „Kanikułę albo Psią gwiazdę”. Jan Andrzej Morsztyn podziela twoje rozterki i może sporo ci o nich powiedzieć.
Dzięki za lekturę tekstu! Jeśli chcecie wspólnie ze mną rozpocząć przygotowania do matury z języka polskiego lub Olimpiady Literatury i Języka Polskiego to koniecznie zajrzyjcie do opisu kursów na stronie! Do zobaczenia 🙂
Autor: Krzysztof Andrulonis